Co nowego?
Seszele, czy warto? Na pewno nie! O ile chcesz jeszcze po przyjeździe marzyć o wakacjach w raju!
Niestety będzie mi w przyszłości ciężko, o ile w ogóle zaplanować wakacje w piękniejszym miejscu.
Trochę nam zajęło znalezienie celu spędzenia wakacji, a że na takich prawdziwych nie byłem już dość dawno, to miało być cudownie, egzotycznie, wyjątkowo, zwiedzalsko, ambitnie, ale też tak, żeby głowa odpoczęła od wszystkiego. Tylko głowa :)
Odpadły zatem z wielu powodów, których tu nie będę przytaczać: Madera, Lanzarotte, Meksyk, Madagaskar i na końcu Mauritius. Padło na Seszele! Po analizie oferty firm turystycznych w sieci szybko wykalkulowaliśmy, że żadna z nich nie spełni naszych oczekiwań, a już na pewno nie zmieści się w planowanym budżecie. Padło więc na takie wakacje, jakie lubię najbardziej, czyli organizowane samemu.
Po analizie atrakcji i po rozmowach z tymi, którzy już Seszele zaliczyli, wyszło nam, że obowiązkowo trzeba odwiedzić trzy wyspy: Mahe, Praslin i La Digue. Rozkład lotów moich ulubionych linii lotniczych, czyli Qatar Airways dał nam 7 pełnych dni na Seszelach. Nasza wiedza o miejscowych atrakcjach zaproponowała nam taki układ: 1 dzień na Mahe, 2 dni na Praslin i 4 dni na La Digue. Jak się później okazało i co też potwierdzili lokalsi, był to strzał w dziesiątkę!
Dzięki takiemu rozkładowi pobytu zwiedziliśmy wszystkie, wg nas najciekawsze miejsca na Seszelach.
Jakie wrażenia?
Krótko pisząc kosmiczne!
Co nas zaskoczyło?
Oj sporo wymieniać, ale spróbuję :)
Plaże. Nie przez przypadek wiele z nich znajduje się w topie najpiękniejszych plaż świata! Te granitowe skały, te kładące się palmy, ten niesamowity piasek, ta krystalicznie czysta, turkusowa woda!
Parki narodowe z endemicznymi roślinami i zwierzętami sprawiające wrażenie, jakby były nie z tej ziemi!
Potężne żółwie lądowe. Spotykane tu i ówdzie na plażach, przy knajpach, w gospodarstwach, wszędzie!
Temperatury. Przez cały nasz pobyt, 7 dni i nocy, temperatura nie spadła poniżej 26 stopni i nie była wyższa niż 27 stopni! Dla mnie to chyba największe zaskoczenie!
Albo totalny brak komarów, muszek, owadów nie tylko w hotelach! Prawdopodobnie z powodu wszędobylskich plantacji wanilii. Biedne te piękne gekony na ścianach, co one jedzą?
Powszechna obecność potężnych nietoperzy. Rudawki? Są piękne i robią wspaniałe wrażenie, zwłaszcza na wieczornym niebie. Poza nimi i żółwiami totalny brak zwierząt w lasach! :O
Drogi. Miejscami bardzo kręte, z dużymi kątami wzniesienia, wąskie z urwiskami na krawędziach bez żadnych barierek czy innych zabezpieczeń! Jazda tam, chwilami podnosiła ciśnienie, mimo że lubię jeździć po lewej stronie. Na drogach kilka razy spotkaliśmy przechodzące przez nie duże kraby! :)
Zaopatrzenie sklepów i knajp. Wyobrażacie sobie market bez Coli czy jajek? Czasem musieliśmy się zdrowo naszukać :) Albo brak zwykłej wody w knajpach przy plażach.
Rowery! Na La Digue prawie wcale nie ma samochodów. Wszyscy przemieszczają się na rowerach. Wspaniale wyglądały parkingi pełne rowerów, które można było zostawiać gdziekolwiek bez żadnego zabezpieczenia :)
Wszędobylska nowoczesność na końcu świata. W zasadzie wszędzie można było płacić kartą, toalety były częste, dostępne i czyste.
Lokalsi. Bardzo serdeczni, pomocni i mega mili.
Komunikacja między wyspami. Promy punktualne i wygodne.
Przewodnicy wycieczek. Uczestniczyliśmy w dwóch takich: na wyspę Curieuse ze snurkowaniem przy wyspie St. Pierre oraz w przygodzie z przezroczystymi kajakami i rejsie z plaży d'Argent na plażę, na której nagrywano Robinsona Crusoe. Wspaniali, merytoryczni, weseli, serdeczni.
Fale! Potężne fale na plaży Grand Anse!
Na koniec kwestia finansowa. Analizując oferty biur turystycznych ceny zaczynały się od ok. 8 tysięcy złotych za osobę. Były to oferty na jednej wyspie z opcjami wykupienia dodatkowych wycieczek tu i ówdzie. Jestem zbyt biedny finansowo i chyba zbyt "bogaty" w głowie, żeby lecieć w tak piękne rewiry świata i zaszyć się w hotelu przy basenie w opcji "All excuse me". Dlatego wybraliśmy opcję samoorganizacji.
Podczas całego pobytu nie odmawialiśmy sobie niczego. Jedliśmy w super knajpach, mieliśmy śniadania w hotelach lub kupowaliśmy sobie na nie co tylko chcieliśmy. Też piliśmy na co mieliśmy ochotę i to niemało :) Ile wydaliśmy kasy? Nie 40 tysięcy jak niektórzy na FB sugerowali, nawet nie 30 tysięcy! Wydaliśmy po 10 tys. na głowę. Drogo za wakacje życia? Niektórzy wydają tyle za wczasy w Międzyzdrojach w zimnie i w deszczu. Nie krytykuję, bo kocham polskie wybrzeże, ale...
No Seszele są cudownie wyjątkowe i mega serdecznie polecam i namawiam! :)
Niebawem cała galeria zdjęć! :)