Co nowego?

hesja Air-Art Photography

27 STY 2010

W góry! Z Mają :)

Zlot, zlot i po zlocie. Było jak zwykle niesamowicie. Tym razem jednak zlot miał dla mnie zupełnie inny wymiar. To był wyjazd, którego celem było pokazanie Mai szeregu atrakcji, które to działanie z góry było obarczone szeregiem poświeceń, jakie założyłem sobie świadomie na głowę. Tym bardziej, że w noc przed wyjazdem Maja bardzo źle spała uskarżając się na ból ucha a dzień wcześniej na brzucha. Trudno ? jedziemy! Właśnie choćby po to by dzięki górskiemu powietrzu przegonić niektóre dolegliwości, które ją dopadły niedawno. Plan był bardzo napięty i z mniejszym czy większym trudem udało się zrealizować wszystkie jego punkty.

Sama podróż trwała wyjątkowo długo głównie z racji problemów Mai z lokomocją. Maluch od początku zakumplował się z Dyźkiem ? z resztą jak się z nim nie zakumplować. Było bardzo wesoło :) Po dojechaniu na miejsce okazało się, że w górach jest o wiele mniej śniegu niż choćby u nas w Warszawie. Mimo to klimat górski, piękne widoki oraz spotkanie z przyjaciółmi sprawiły, że serce zabiło zupełnie innym rytmem. Piątek rozpoczęliśmy spacerkiem po Gubałówce. Zrobiła się piękna pogoda. Bałem się wcześniej, że z powodu zachmurzenia i zamglenia Maja nie zobaczy gór. Było pięknie. Powietrze skrzyło się od mrozu a Maja z Dyźkiem zasuwali na sankach. Niestety mróz dał się we znaki i zaczął się płacz. No nie dziwne ? po raz pierwszy miała kontakt z takim zimnem i po raz pierwszy skostniały jej palce u nóg i rąk. Radość z jazdy kolejką zmniejszyła ból ale na dole, różnica ciśnień przypomniała o uchu, które też zaczęło dziwnie boleć. Na szczęście Gosia (MarSowa) miała nurofen dla dzieci, który załatwił problem w 5 minut (to była reklama??). Byłem trochę przerażony. Taka słaba odporność Mai na mróz, do tego to ucho ? marna wróżba na wieczorne skoki. Trzymałem jednak dobrą minę. Przygotowaliśmy się do skoków bardzo dobrze by nie powiedzieć, że aż za dobrze. W busie, który wiózł nas na skocznię Majeczka z dumą dzierżyła flagę, którą sama sobie zrobiła! Nie sztuką jest kupić flagę na stoisku. Maja rozpracowała jedną zabawkę by pozyskać trzonek i za pomocą taśmy i zszywacza umieściła na nim arkusz papieru pieczołowicie pomalowany na biało-czerwono. Dotarliśmy pod skocznie no i zaczął się dramat. Rozbawiony, biało-czerwony korowód kibiców a w nim my, próbował wejść na teren skoczni. Tłum napierał z taką siłą, że ledwo daliśmy radę wejść. Byłem porządnie wściekły na organizatorów. Do tego na naszej trybunie nie było już miejsc (!?) więc staliśmy w takim przejściu by cokolwiek było widać. Miałem w związku z tym kilka scysji z kibicami, którzy w dupie mieli to, że stoi obok dziecko. Jednemu musiałem niestety siłą pokazać, że nie ma racji. Heh... Nie ważne. Trwała seria treningowa. Chłopaki latali bardzo blisko nas. Atmosfera była rewelacyjna. Doping potężny. Wreszcie poznałem ów słynny zakopiański tygiel. Postanowiłem w tym tłumie zrobić kilka zdjęć. Nie było to łatwe. Non stop popychany przez sąsiadujących i przepychających się kibiców oraz zasłaniany przez tych machających flagami...  Trudno... Nie ważne.... Celem było pokazanie Mai jak jest na skokach. Bardzo często ogląda je razem ze mną w TV i bardzo trzyma kciuki za Małysa :) Niestety moje problemy z tłumem były mniejsze niż Mai z mrozem. Po kilku chwilach maluch stwierdził, że jej bardzo zimno w nogi i... musieliśmy się ewakuować. Było bardzo szkoda... Impreza dopiero się zaczynała. Dzięki pomocy Gajowego dotarliśmy do hotelu i drugą serię obejrzeliśmy już w TV. A Maja? No cóż, biorąc pod uwagę doświadczenia dnia kolejnego ? chyba za dużo jej na nóżki na skoki założyłem ? przedobrzyłem. Kolejny dzień i kolejne atrakcje. Z samego rana kurczak, wygłodniały focenia skoków pewnie podobnie jak ja ? rzucił propozycję nie do odrzucenia! Załatwił dla siebie i dla mnie wejście na sobotnie skoki na strefę TVP. Czyli tam, gdzie tylko byśmy chcieli włączając w to sam rozbieg (na górze) oraz próg skoczni. Rewelacja! Dogadałem się z Mają, że na ten czas ? jakieś 1,5 godziny, zostanie bez problemu z ciociami. Zarówno Ewa (kurczakowa) jak i Gosia (MarSowa) zaoferowały swoją pomoc. Z resztą Maja już się ze wszystkimi super zżyła i nie widziała w niczym problemu. Szykowała się mega atrakcja. Tym czasem najpierw pojechaliśmy razem kolejką na Kasprowy. Jak na zawołanie po wczorajszym lekkim zamgleniu nie było śladu. Piękne słoneczko i błękit nieba rozpościerały się dookoła. Kolejka była wielkim przeżyciem dla juniorki. To prawie jak lot samolotem :) Ja cieszyłem się, że może to wszystko zobaczyć w tak pięknym wydaniu. Na Kasprowym rewelacja! Słoneczko i zima w pełni. Spacerek, zdjęcia, bajka... Nadszedł czas mojego wypadu na skoki i... Maja się zablokowała. Łzy w oczach i do ucha, że chce być ze mną... Nie trzeba mnie było przekonywać. To w końcu była tylko moja decyzja, że jedziemy w góry we dwójkę. Wiedziałem, że dla niej to też emocje i... kurczak pojechał na skoki z MarSem a ja zostałem na Kasprowym z Mają. Kapitalne efekty na niebie i chyba dobre zdjęcia szybko zrekompensowały mi żal za skokami. Będzie na skoki czas, za rok choćby. Wróciliśmy do hotelu i chwila oddechu przed wieczornym kuligiem. Kolejki, góry itd. są może i ciekawe i piękne ale... konik i kulig Mai podobał się najbardziej! Nie dość, że mogła pogłaskać naszego konia ? Łysego, to jeszcze paliła kiełbaski przy ognisku i bawiła się pochodnią. Czy można chcieć więcej dla 5-cio letniej turystki? Oczywiście też jej się zmarzło i wracaliśmy deczko wcześniej. A zimno było tak, że Cola podczas picia zmieniła stan skupienia hihi. No i po raz pierwszy Cola była nie przepitką a zagryzką :) Niedziela rano to wernisaż wystawy Ptaki Polskie w siedzibie TPN w Zakopanem. Dobrze, że pojechaliśmy bo frekwencji miejscowej ? zero. Do tego się zdenerwowałem, że na plakatach nie było (poza logo) ani słowa, że jest to wystawa naszego stowarzyszenia. Heh ? ktoś nie dopilnował. Muszę powoli przestać się przejmować sprawami NKP. Dyrektor TPN zaproponował zorganizowanie pleneru ptasiego w górach i na to bym się chętnie wpisał :) Maja bardzo niechętnie jechała na wystawę ale już na miejscu jak zobaczyła te zdjęcia i wypchane zwierzaki Tatr to baaardzo jej się spodobało :) Wybrała sobie jedno zdjęcie jako jej ulubione z Krwawodziobem i była z tego bardzo dumna. Po wernisażu krótkie przygotowanie i wypad na Rusinową Polanę. Nie wiedziałem, że to jest tak daleko i że tyyyle będziemy do niej szli. Byłem ponownie przerażony, że Maja skostnieje a ja nie będę mógł jej ani pomóc ani dotargać do hotelu. No trudno. Ruszyliśmy. Sanki, futerko (prezent dla Mai od wilka!) i ciągniemy się pod górę. Na szczęście widoki były cudne. Po raz kolejny doznałem wspaniałej pomocy od przyjaciół. Gajowy, jako że widział moje zasapanie się pod górę oraz to, że on wręcz kocha hardcory ? przywiązał Mai sanki do swojego plecaka i pociągnął ją prawie na samą Rusinową! Qna zapewnił nam dawkę humoru zrzucając sobie śnieg z caaałej sosny na głowę oraz gdy karnął się sankami Mai z takiej górki widowiskowo na końcu wykręcając niezłego orła. Holka, gdy Mai na Polanie już zaczęło doskwierać zimno ? wyposażyła ją w ogrzewacze, dzięki którym z uśmiechem dotarliśmy do busa. FMS poczęstowała herbatką. Było naprawdę sympatycznie. Rusinowa i koniec atrakcji w górach.
W poniedziałek rano pożegnania, pakowanie i... w drogę. Jak się szybko okazało nie taką szybką i krótką. Wioski na północ od Krakowa tak pięknie pozmieniała zima, że nie sposób było się im oprzeć. Majka zasnęła a ja biegałem z aparatem. Było pięknie. Potem, gdy młoda się obudziła postanowiliśmy pokręcić się w okolicach zamku królewskiego w Chęcinach. Wracaliśmy we wspaniałych humorach. Majka z tyłu śmiała się i śpiewała. Jestem pewien, że ona również na swój sposób denerwowała się tym wyjazdem. Podczas powrotu zeszło z niej ciśnienie. Wyjazd był trudny i pełen pewnego rodzaju poświęceń. Mam tylko nadzieję, że dzięki nim, Majce w głowie zostaną same pozytywne obrazy. Cieszę się, że zobaczyła rzeczy, których nie widziała wcześniej, że doświadczyła czegoś zupełnie nowego, odlotowego. Cieszę się, że zarówno ona jak i ja... daliśmy radę! :)

Galeria zdjęć z wyjazdu

Tło:

zamknij

© 2024 Sławek hesja Krajniewski

Polityka prywatności

Wykonanie: Onepix. | DRE STUDIO